Była wiosna 2021. Mijał chyba szósty rok jak sobie tak z mniejszymi i większymi przerwami singlowałem. Pewnego dnia na facebookowej grupie turystyczno-matrymonialnej pojawiła się nowa osoba.
Stalker mode on! Szybki przegląd wspólnych znajomych i okazuje się, że to siostra mojej znajomej. Szybki messenger, zaproszenie na wycieczkę i okazało się, że dziewczę reprezentuje wszystko, co gdzieśtam sobie w głowie rysowałem. A bazgram tam sporo i mam w cholerę wysokie oczekiwania.
Sporo młodsza, ogarnięta życiowo, z w miarę zamkniętą przeszłością, śliczną buzią, z jednym cudownym dzieckiem, z mojego miasta, uwielbiająca góry, kulturalna, wykształcona, zadbana, do tego kruszynka. Po prostu WOW.
Podczas jednej z pierwszych wycieczek rozwiesiła hamak. Lubię gadżety i dosyć często przeglądam oferty sklepów turystycznych, jednak istnienie hamaka turystycznego jakoś zawsze ignorowałem. Jaki to cudowny wynalazek! Waży około pół kilograma, w plecaku zajmuje niewiele miejsca, wytrzymuje 120kg.
Usiedliśmy w nim razem podziwiając zachód słońca, a chcąc nie chcąc, nasze ciała nieświadomie zbliżyły się do siebie. Borze liściasty! Jak mi wtedy odwaliło na jej punkcie. Nie wiem czy to endorfiny, nagły skok oksytocyny, czy testosteron. Chciałem aby czas się zatrzymał i chwila trwała wiecznie. Już w poniedziałek planowałem weekendowe wycieczki, czekałem na każdy sygnał, propozycje spotkań, jednocześnie proponując randki ze swojej strony.
Posiadanie dzieci nie pomagało, gdyż obydwoje nie chcieliśmy od razu ich angażować do „związku”, który jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle rokował.
Nadszedł wreszcie czas patchworka. Wszystko poszło jakoś tak naturalnie, spokojnie, bez spiny. Nasze dzieci bardzo się polubiły, wspólne wycieczki nabrały jeszcze lepszych kolorów i emocji. Nie, nie bawiliśmy się w rodzinę. Nie o to chodzi, aby od razu wchodzić komuś z butami w życie. Po prostu spędzaliśmy razem wolne chwile.
Zaproponowałem wspólne wakacje. Może niezbyt taktownie, może za wcześnie, może zbyt osaczająco. Co poradzić? W głowie snułem już wizje odpoczynku, ciepłej plaży, rejsów motorówką na bezludne wysepki Chorwacji, gromadki uśmiechniętych dzieci, śniadań na tarasie, romantycznych kolacji przy lampce wina lub rakiji. Nie wspomnę, że widziałem też nas za 10 lat, prowadzących jakąś agroturystykę w górach. Sielanka….
Od tego momentu zacząłem od WOW czuć chłód. Spotkania stały się wymuszone, mniej entuzjastyczne, co za tym idzie – rzadsze. Po kilku rozmowach „doszliśmy” do wniosku, że nie jestem dla WOW wystarczająco wow. 🙁
W ten oto sposób wróciłem na „rynek wtórny”. Nie żałuję żadnej z chwil spędzonej razem, nie chowam urazy do WOW. W końcu całe życie przed nami, mnóstwo szlaków i ciekawych miejsc, gdzie pomimo wysoko zawieszonej poprzeczki, na pewno jeszcze kogoś poznamy.